Napisy nabazgrane czerwony sprejem od kilku dni "zdobią" ogrodzenie jednego z domów w naszym mieście. Z naszą redakcją skontaktowała się mieszkanka posesji, do której należy zniszczony płot.
Tego typu wykroczenia są w zasadzie niewykrywalne. W tym przypadku szczególnie trudno o ustalenie sprawcy ze względu na to, że w pobliżu nie ma monitoringu, który mógłby zarejestrować winnego na nagraniu. Nie było również żadnych świadków. Kolejną sprawą jest to, że wandale zazwyczaj zasłaniają twarze kominiarkami i chodzą w kapturach, aby dodatkowo utrudnić identyfikację.
Jak powiedziała nam pokrzywdzona, pani Ewa, w nagłaśnianiu takich spraw nie chodzi o ujęcie sprawcy. Głównym powodem, dla którego zwróciła się do mediów, kiedy policja okazała się bezradna, było wywołanie społecznej dyskusji dotyczącej tego typu wykroczeń. Obecnie mamy do czynienia z tzw. cichym przyzwoleniem, które sprawia, że wandale w ogóle nie poczuwają się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Tylko brak zgody na takie działania (nawet w przypadku opuszczonych czy zniszczonych budynków) pozwoli ograniczyć taką nielegalną działalność.
W związku z treścią napisów pani Ewa postanowiła również zwrócić się do klubu, którego one dotyczą. Zdaniem pokrzywdzonej kluczowa w tej sprawie może być postawa władz klubu, które mogą publicznie zanegować takie działania, co miałoby jej zdaniem największy wpływ na osoby wykonujące takie "dzieła". Nie przysparzają one przecież drużynom sympatyków, a można nawet powiedzieć, że bardziej świadczą na ich niekorzyść.
Na położonym niedaleko budynku szkoły językowej jakiś czas temu również pojawiły się podobne napisy, a ich pozostałości do tej pory widnieją na elewacji. Nie warto więc przymykać oczu na takie wykroczenia, bo nigdy nie wiadomo, kto w następnej kolejności padnie ofiarą wandali.
Napisz komentarz
Komentarze